poniedziałek, 8 grudnia 2014

PRZEDŚWIĄTECZNY STRES




Zwykle przed świętami mamy więcej rzeczy do zrobienia, a że normalnie nie starcza nam czasu na standardowe wykonanie naszych obowiązków, to bardziej się spieszymy. W rezultacie jesteśmy poddani większemu stresowi i napięciu. Z jednej strony możemy postarać się lepiej zorganizować czas i zadania, z drugiej możemy postarać się częściej relaksować.
Za radą pani logopedy naszego dysfatycznego malucha, zakupiłam słuchawki. Nie wybierałam najdroższych, tylko największe, zakrywające jak najwięcej ucha. Mają one pomóc dziecku w uaktywnieniu całego narządu słuchu, pomimo, że laryngolog potwierdził iż dziecko dobrze słyszy. Niestety mały ostatnio podupadł na zdrowiu, więc nie miał ochoty niczego słuchać i zakładać słuchawek. Skorzystałam więc z okazji, aby wypróbować działanie sprzętu na sobie.




W czasie pierwszej chwili do relaksu ze słuchawkami wykorzystałam nagranie ze strony you tube:
gdyż słuchanie mis i gongów tybetańskich podobno uspokaja i relaksuje. Muszę przyznać, że trudno mi się nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Po około 30 minutach słuchania poczułam jak rozluźniają się moje mięśnie twarzy. "Naturalny" szczękościsk się rozluźnił, a wiecznie ściągnięte brwi przestały się marszczyć. Było to dla mnie bardzo finezyjne odczucie. Natomiast efekt był bardzo pozytywny i przyjemny dla mnie.
Dodatkowo muszę przyznać, że zaliczam się do ludzi uczących się słuchowo i czasami jestem nadwrażliwa na dźwięki. To powoduje, że dłuższe słuchanie mis tybetańskich byłoby dla mnie uciążliwe. Jednakże około trzydziestominutowa sesja relaksacyjna była niezwykle odprężająca.
Mogę z czystym sumieniem przyznać, że słuchanie przez  duże słuchawki zasłaniające całe ucho jest korzystniejsze, niż przez małe słuchawki wkładane do uszu. Mam wrażenie, że pani logopeda ma rację namawiając nas do zainteresowania się problemem percepcji dźwięków przez dziecko, bo dobry słuch w tym wypadku to nie wszystko. Dla tych, którzy nie przepadają za takimi klimatami, mogę polecić muzykę klasyczną, na przykład Mozarta.

niedziela, 30 listopada 2014

DYSFAZJA. PRZYGOTOWANIE DZIECKA DO SZKOŁY.



Nasz maluch, a właściwie średniaczek, zapewne pójdzie do szkoły jako sześciolatek. Dlatego martwi mnie, jak tam sobie poradzi.

Ostatnimi czasy udaje mi się wykorzystać niejako naturalne zainteresowanie dziecka literkami. Na razie ćwiczymy pojedyncze literki, mały już potrafi rozpoznać kilka spółgłosek i kilka samogłosek. Nauczył się ich spontanicznie, podczas oglądania napisów w supermarkecie. Wykorzystując jego zainteresowanie, a także za radą pani logopedy, postanowiłam zacząć naukę czytania. Jako, że już dawno temu uczyłam swoje dzieci czytać, po konsultacji z panią logopedą zakupiłam kartonik podręczników dla dzieci oparty o najnowsze badania. Jak już wspomniałam we wcześniejszym wpisie, moje starsze dziecko było dyslektyczne. W przedszkolu pani pozwoliła go uczyć tylko czytać i w żadnym wypadku nie pisać, bo to będzie przedmiotem do nauki dopiero w szkole. Wtedy wydawało mi się logiczne, że materiał jest dzielony, uczy się partiami, ale byłam w błędzie. Najnowsze badania ukazują, że ucząc się na kilka sposobów skuteczniej przyswajamy materiał. Dotyczy to również dyslektyków. 

 

Chciałabym się podzielić spostrzeżeniami na temat serii pani Jagody Cieszyńskiej. Książeczki są bardzo ładnie zilustrowane i są interesujące dla małych dzieci, w tym również dla naszego czterolatka z dysfazją. Zaczęliśmy od zeszytu numer 1, w którym dzieci uczą się samogłosek. Nasz maluch chętnie je ogląda, ale na razie nie chce powtarzać literek. Po dwóch lekcjach z podręcznikiem potrafi pokazać dwie literki I oraz A. Myślę, że nauka pójdzie nam coraz sprawniej i skuteczniej, jeśli dodam do tego prace manualne i na przykład ulepimy literki z plasteliny. Nasz maluch jest bardzo spokojnym dzieckiem, w chwilach gdy oglądamy książeczki, ale chciałabym wprowadzić też trochę ruchu w naukę, aby lepiej zapamiętywał to, czego się nauczy.Z drugiej strony nie chciałabym wprowadzać niepotrzebnych zakłóceń w proces nauki.



Do wyżej wymienionej książeczki jest dołączona książeczka do kolorowania, a także poradnik i instrukcja dla rodziców. 


poniedziałek, 3 listopada 2014

DYSFAZJA V



Z małym spotykam się teraz sporadycznie, gdyż chodzi regularnie do przedszkola. Wychowawczyni skarży się, że dziecko jest czasami niegrzeczne. Być może ma to związek z stosunkiem innych dzieci do osoby z jakąś ułomnością, a w odwecie wywołuje to agresję u naszego średniaczka. Jednakże mały chętnie maszeruje do przedszkola, którego już nie nazywa po swojemu „tutułkiem” tylko „siećtolem”. Muszę przyznać, że zrobił ogromny postęp od czasu, gdy trafiliśmy do neurologa, który orzekł dysfazję. Szczerze powiedziawszy, nawet nie wiedziałam o co chodzi, bo wiedziałam tylko co to jest afazja, ale nazwa nie skojarzyła mi się dobrze. Rok temu, w czerwcu 2013, maluch znał tylko trzy słowa, „auto”,  „tata” i „jajo”, z tym, że tata mówił do każdej napotkanej osoby. Pozostała część wypowiedzi była niezrozumiała, aczkolwiek dało się zauważyć, że dziecko chce nam coś przekazać. Stosował gesty, modulował głos, sprawdzał, czy go słuchamy i po swojemu powtarzał to, co chciał powiedzieć.

W tej chwili czasie naszych spotkań uczymy się wymowy całych słów. Wprawdzie czerwony dalej jest „totolty”, a brązowy jest „dombowy”, ale dajemy radę wyraźnie wypowiedzieć inne wyrazy. Mały pomimo trudności w poprawnym wymawianiu słów, jest niesamowitym gadułą. Dzisiaj nauczyliśmy się mówić ‘wysoko” zamiast „ikoko” i rozmawialiśmy o tym, co się dzieje w przedszkolu. Mały opowiada niezręcznie, ale zrozumiale, że „pani Halinka gadała” i „bawił się z dziećmi”. Wiemy, że pod postacią słowa „gadała” kryje się „opowiadała” lub „rozmawiała z nami”. Nadal mylą mu się formy i rodzaje zamiast „będę się wspinał” (chodziło o wspinanie się po linie) mówi „będę iść do góry”. Ciężko wymawiana jest głoska „s”, która ucieka bokami języka. Z tego powodu mamy problem z wypowiedzeniem słowa, które dziecko często używa „popsute”. Jemu wychodzi „popute”. Pomimo, że opanował już kilka trudniejszych słów, nadal gdy się rozpędzi w opowiadaniu, powtarza swoje stare błędy „pupiś” zamiast kupisz, „dziętuje” zamiast dziękuję, „didiś” zamiast widzisz.

Z panią logopedą spotykamy się częściej, ćwiczenia wykonujemy z różnym rezultatem, zależnym od chęci dziecka do współpracy, ale obecność osoby, która kieruje naszą pracą i monitoruje wyniki jest niesamowicie pomocna. Dodatkowym ćwiczeniem jest dmuchanie w papierek na patyczku. Poznajemy pory roku i co lubimy. Na ostatniej wizycie pani logopeda zwróciła uwagę na to, że należy dziecko uczyć nazwy smaku, bo on nie wie co to jest słodki, słony czy kwaśny. Problemem jest gorzki smak, bo co podać dziecku gorzkiego, żeby mu nie zaszkodziło a żeby poznał smak?